#22 minuty




Początek nowego roku często staje się czasem postanowień. Zazwyczaj nie wyznaczam sobie specjalnych celów, z myślą, by ich realizacją zająć się od stycznia - staram się robić to na bieżąco i nie czekać na specjalną okazję, tylko dążyć do ich osiągnięcia. W tym roku zrobiłam wyjątek - mam dwa postanowienia, których wcześniejszą realizację uniemożliwił mi brak czasu. Bardzo szybko okazało się jednak, iż do listy noworocznych celów musiałam dodać kolejny punkt - w internecie pojawiło się wyzwanie, którego nie mogłam odrzucić.

Staracie się czytać 52 powieści rocznie? Jeśli nie, to z pewnością natknęliście się na deklaracje typu W 2018 przeczytam x książek! Zazwyczaj owym x jest właśnie liczba 52, przez którą zakładamy lekturę minimum jednej pozycji tygodniowo (bo chyba każdy byłby zadowolony, gdyby pod koniec grudnia na liście znajdowało się kilka tytułów więcej). 52 to jednak dość duża liczba, która przy powyższym założeniu pozwala nam również na małe oszustwa - w końcu jeśli zależy nam jedynie na osiągnięciu lub przebiciu tego magicznego wyniku (choć wątpię, by książkoholicy prezentowali podobne podejście), to wystarczy sięgać po lektury o odpowiedniej objętości tekstu. Sukces gwarantowany.

Sądzę, iż 22 to o wiele lepsza liczba, pod którą kryje się ciekawe wyzwanie. #22minuty to inicjatywa księgarni Tak Czytam. Jak nietrudno się domyślić polega ona na czytaniu przez minimum 22 minuty dziennie. Jest to jednocześnie dużo i mało. Dużo, ponieważ pozwoli to nam na przeczytanie przynajmniej kilku dobrych powieści w roku; mało, gdyż jest to czas, który da się wygospodarować. Jak napisano w opisie wyzwania - każdego dnia spędzamy średnio 21 minut na przeglądaniu mediów społecznościowych. Czy nie lepiej byłoby zamienić to na czas poświęcony dobrej książce?

Przyznaję, że gdy pierwszy raz zobaczyłam zaproszenie do wyzwania, pomyślałam Nie ma mowy! W końcu 22 minuty to już prawie pół godziny, a przecież muszę mieć na uwadze studia i naukę, w dodatku jako aspirująca pisarka powinnam znaleźć również chwilę na pracę nad warsztatem... Tą wymówką rozbawiłam samą siebie. Lubię czytać i często, gdy sięgam po książkę, spędzam z nią więcej czasu niż zakłada wyzwanie. Uznałam, że nawet w dni, w które ciężko jest znaleźć chwilę dla siebie, wygospodarowanie tych 22 minut nie jest niemożliwe - zwłaszcza po przeanalizowaniu własnych nawyków i wyeliminowaniu choćby wspomnianego bezcelowego przeglądania stron internetowych. Nie zapominajmy, iż czas ten można podzielić. 5 minut na przerwie, 7 w autobusie, 10 przed snem... Po chwili namysłu okazuje się, iż cel nie jest trudny do zrealizowania.

Zainteresowani? Mam nadzieję, że tak i zapraszam do podjęcia wyzwania oraz chwalenia się książkami, z którymi będziecie spędzać te 22 minuty! Choć mam jeszcze kilka nieprzeczytanych powieści, chętnie dowiem się po jakie utwory warto sięgnąć!

Komentarze

Popularne posty