Tulipanowa gorączka
Tulipanowa gorączka... Jedna z najnowszych kinowych propozycji, film, który przenosi nas do Ansterdamu w pierwszej połowie XVIII wieku. Ekranizacja powieści Deborah Moggach opowiada o romansie Sophii, żony zamożnego kupca Corneliusa, i Jana, artysty, który maluje portret pary.
Film Justina Chadwicka może poszczycić się dobrą scenografią i kostiumami. Choć miał być dramatem, to jednak po seansie byłam raczej rozbawiona - prawdopodobnie przez zbyt szybkie tempo akcji, które czasem sprawiało, iż rozwój wypadków zdawał się komiczny.
Przyznam, iż byłam dość ciekawa gry aktorskiej. Przed obejrzeniem filmu widziałam kilka negatywnych opinii o występie Alicii Vikander i Dane'a DeHaana. Zgodzę się, iż Tulipanowa gorączka nie była najlepszym filmem Vikander - o wiele bardziej podobała mi się jej kreacja w Dziewczynie z portretu czy Świetle mniędzy ocenami - jednak nie sądzę, by wypadła źle w roli Sophii. DeHaan raczej nie zapadł mi w pamięć, choć prawdą jest, iż aktorzy pierwszoplanowi zostali zupełnie przyćmieni przez, grających role drugoplanowe, Toma Hollandera i Judi Dench.
Moim faworytem był zdecydowanie Tom Hollander w roli dr Sorgha - bawił on samym sposobem przedstawiania się czy sceną, w której uciekał przed zmartwionym Corneliusem. Judi Dench również zagrała świetnie, a rola twardo stąpającej po ziemi przeoryszy dobrze wkomponowała się w przedstawioną historię.
Tulipanowa gorączka to film, który miał swoje plusy i minusy - zapewne jak każdy. W moim przypadku wystawienie oceny innej niż pozytywna byłoby niesprawiedliwe. Choć spodziewałam się, iż film wywrze na mnie trochę inne wrażenie, to jednak razem z przyjaciółką bawiłyśmy się świetnie i opuściłyśmy salę kinową w dobrych humorach. Czego chcieć więcej?
Komentarze
Prześlij komentarz